Rok 1986. W kameruńskiej dolinie nad jeziorem Nyos jednej nocy dochodzi do tragedii na ogromną skalę. Umiera tysiące ludzi, zwierząt, ptaków. Umierają niespodziewanie, tam gdzie stali.
I wydawałoby się, że temat na książkę bardzo interesujący, ale… Właśnie… Autor rozmienił wszystko na drobne, i mam wrażenie – na niepotrzebne treści. Po opisie tragedii dostajemy od autora wykaz teorii i rozwiązań zagadki. Następuje bardzo wnikliwa analiza dalszych wydarzeń, naukowych przepychanek i kłótni oraz międzynarodowych zagrywek. Jak dla mnie zbyt tego dużo i zbyt dokładnie. Książka nie jest już opisem tragedii a tego co się działo potem.
Ale za to pozwala nam się zastanowić się nad charakterem samego regionu, nad wiarą miejscowych oraz nad życiem naukowców którzy pracowali nad opisanym zjawiskiem.
Spodziewałem się po tej książce dużo więcej. Rozczarowała mnie.