Pewnego razu na Kaukazie. Dziennik awanturniczy z podróży po Gruzji i Armenii. – Magdalena Wiśniewska
Gruzję odwiedziłem tego roku, więc jeszcze na świeżo mam ją w głowie. Tak. Zauroczyła mnie. Bardzo dobrze pamiętam zapach powietrza w Tbilisi – ciężkiego o, wilgotnego i gorącego. Również nocą. Skosztowałem chinkali i chaczapiri. Skosztowałem – bo nie wyobrażałem sobie inaczej – wina gruzińskiego no i czaczy. A o sałatce z pomidorów nawet nie wspomnę, by sobie nie narobić smaka. Gdzie się nie spojrzeć – krowy. Nawet hen wysoko na stokach Kaukazu Wysokiego pasące się krowy. W miastach – psy. Nawet w świętych dla Gruzinów miejscach leżą, śpią psy. Wspominam odwiedzaną kolejną cerkiew.
Mógłbym tak wspominać długo, bardzo długo.
A czy takie właśnie historie były w tej książce? Nie! Tutaj tego zabrakło. Główni bohaterowie książki – dziennika awanturniczego (ta… jasne…) skupili się wyłącznie na sobie – gdzie spędzić wieczór, w jakiej knajpie i czy zjeść frytki czy może kebaba popijając to wszystko piwem. A to co zwiedzali to mam wrażenie, że robili to „po łebkach” i byle zaliczyć. Autorka skupia się gównie na swojej relacji z chłopakiem oraz od czasu do czasu wtrąci co porabia i jak reaguje na ich umizgi kolega, którego ze sobą zabrali.
Ok, są to jej – autorki – subiektywne odczucia. Niech tak będzie. Ja tego nie kupuję. Nasze zwiedzanie Gruzji różniło się – i to diametralnie. Poznała kierowców, ja nie. Ale to chyba za mało by pisać książkę. Mogę się mylić.
Gruzję odwiedziłem, zobaczyłem i zakochałem si.ę w niej. I taki sobie jej obraz zostawię w pamięci.